w kierunku Queenstown

Jak wcześniej pisałem, jedziemy z Mt Cook do Queenstown. To około 250 km.

Droga jak zwykle jest pusta. Jedziemy i podziwiamy krajobrazy, zwłaszcza że pogoda jest całkiem przyzwoita.

Droga nr 8 prowadzi przez przeł. Lindiss.

Widoki jak w Bieszczadach, tyle że góry trochę wyższe i jakby bardziej rozległe oraz, oczywiście, puste.

Stajemy na parę minut na przełęczy. Było warto.

Kolorki nieba i gór są nie do wyjęcia, dlatego wrzucam foto. Nie bawię się w fotoszopy, więc zobaczycie dokładnie to co i ja.

Niedaleko przełęczy jest mały obelisk na pamiątkę tego, jak w Nowej Zelandii zdobywano dziki zachód.

Potem przejeżdżamy koło kolejnego jeziora, tym razem jez. Dunstan. Nie jest wielkie, ale długie, jak większość nowozelandzkich jezior. Niezbyt górskie, ale woda przejrzysta.

Po drugiej stronie – pojedyncze zabudowania. Ciekawe, jak bardzo samotnie się tam mieszka.

Niedługo dojeżdżamy do Kawarau Bridge.

Gdy przy nim jesteśmy, poprawia się pogoda, wychodzi słońce, dzięki czemu od razu robi się bardziej optymistycznie.

Nad rzeką Kawarau są dwa mosty. Jeden jest współczesny, a drugi – zabytkowy.

Zabytkowy służy do skoków na bungie.

Byli chętni, więc chcieliśmy popatrzeć, jak sobie poskaczą. Ale zrobili to jakoś sprytnie i zdążyli skoczyć w momencie przez nas nieoczekiwanym. Toteż fotek nie ma.

Za to mogliśmy sobie popatrzeć w kanion rzeki, która niesie wody o jasnobłękitnym, niewiarygodnym kolorze.

Bliżej Queenstown, ruch na drodze robi się coraz większy. O ile pamiętam, był to weekend, więc było to zrozumiałe.

Docieramy do Queenstown, położonego w dolinie nad jeziorem.

Widać że na obrzeżach jest tu dużo dacz, oczywiście trochę lepszych niż w PL. Mimo, że jesteśmy w górskiej dolinie, to roślinność wygląda na taką, która woli ciepło.

No i ludzi oraz aut jest całkiem sporo.

następne: Queenstown

poprzednia: Dygresja (1)

powrót do początku: Wstęp | Wyspa Południowa