Wstęp | Wyspa Południowa

Tak zwany los rzucił mnie daleko od domu, na przeciwny koniec  świata. Nie było w tym za wiele przypadku. Jak to w życiu bywa, co jakiś czas zdarzają się różnego rodzaju okoliczności osobiste (na przykład tak zwane rocznice tego czy owego…). W roku 2014 tak się złożyło, że złożyło się ich kilka naraz.

W związku z tym, zamiast kupowania zwyczajowych prezentów, uzgodniłem ze swoją lepszą połowicą, że prezentem będzie jakiś ciekawy wyjazd gdzieś dalej (no bo w końcu ile razy można kupować prztyki, jakieś bransoletki, książki czy inne rzeczy…?).

Mieliśmy różne koncepcje. Generalnie byliśmy zgodni co do tego, że nie Europa (bo Europa jest na miejscu…) i nie Afryka (bo może być za dużo nieprzyjemnych niespodzianek). Uzgodniliśmy wstępnie, że Wietnam. Zostało nam kilka miesięcy na porobienie szczepień, zaplanowanie szczegółów podróży, kupienie potrzebnej literatury i pogrzebanie w necie. Aliści któregoś dnia, przypadkowo znalazłem w necie opis wyprawy i kilka fotek z miejsca, do którego wiele osób chciałoby chyba pojechać. Jak sobie popatrzyliśmy, powiedzieliśmy – raz się żyje i raz kozie śmierć! Akurat był to czas, kiedy za naszą wschodnią granicą bardzo źle się działo, media straszyły różnymi ciągami dalszymi, więc… doszliśmy do wniosku, że przynajmniej coś zobaczymy.

I Wietnam został na następny raz.

A przechodząc do rzeczy:
plan był prosty.

Każde z nas wygospodarowało po miesiącu urlopu. Przeznaczyliśmy na ten cel cały listopad. Plusem miało być to, że jest to po sezonie, zarówno u nas, jak i tam. A ściślej – tam jest przed sezonem. Dzięki temu prawie nigdzie nie spotkaliśmy się z tłokiem, a ceny biletów lotniczych były stosunkowo znośne. U nas późna jesień, a tam – wiosna (to też duży plus).

Zanim przejdę do sedna, napiszę dwa słowa o sprawach, o których zwykle się nie myśli.

1. Różnica czasu.
Między PL a NZ jest dokładnie 12 godzin, przynajmniej w czasie gdy u nas jest jesień / zima. Czy ma to znaczenie? Ma. Jeśli ktoś prowadzi regularny tryb życia (posiłki, sen), to może być problem. Zwykle mija kilka dni, nim organizm się przestawi. Ale jeśli ma się dobry sen i aklimatyzacja minęła raz-dwa, warto wyłączyć czy wyciszyć komórkę w czasie nowozelandzkiej nocy, zwłaszcza gdy nie wszyscy wiedzą o naszym wyjeździe. Inaczej irytacja gwarantowana (i drakoński rachunek za roaming, bo poczta głosowa ponoć też nabija – można wyłączyć u operatora). Na jetlag bardzo pomaga całkowita dezorientacja spowodowana odległością do pokonania stąd – tam i przeleceniem iluś tam stref czasowych. Lot na wschód jest ponoć słabszy od lotu na zachód, bo na wschodzie trzeba wcześniej wstawać, a na zachodzie – później iść spać (to rzekomo łatwiejsze). Tak przynajmniej napisał gdzieś jakiś znawca. Ale tak czy owak, dezorientacja organizmu gwarantowana!

2. Strony świata.
Strona południowa jest stroną zacienioną. Pomieszczenia z oknami wychodzącymi na południe będą zawsze niedoświetlone. I odwrotnie – było dla mnie niezwykłym wrażeniem, gdy jadąc na północ, o godz. 12:00 jechałem pod słońce.

3. Pod spodem.
Są inne gwiazdy. Nie ma Gwiazdy Polarnej, Wielkiego i Małego Wozu i in. Za to jest Krzyż Południa.
Jak spuszczaliśmy wodę w zlewie, wir kręcił się w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara, inaczej niż u nas. Są tacy, którzy to specjalnie sprawdzają. No i nie ma opcji europejskich programów z satelity – tamtejsze satelity wiszą na dole, a nasze na górze. Oczywiste? Nie od razu.

Myślę że już wiecie, o czym będę pisał:

Nowa Zelandia – Aotearoa

– kilkanaście dni na Wyspie Południowej;
– kilka dni odpoczynku na Wyspach Cooka;
– kilka dni na Wyspie Północnej
i powrót do domu.

W naszym przypadku, początek podróży wyglądał tak:

kupiliśmy bilety z Warszawy do Auckland. Nowa Zelandia ma dwa lotniska międzynarodowe: Auckland na Wyspie Północnej i Christchurch na Wyspie Południowej. Wybór jest więc niewielki zwłaszcza że gros samolotów ląduje w Auckland.

Z Europy latają tam rozreklamowane Emirates oraz mniej rozreklamowane China Southern. Te pierwsze mają wielkiego plusa, bo latają prawie wszędzie, w tym do Warszawy, te drugie są bardziej znane w Azji, a z Europy najwygodniej nimi latać z Heathrow.

Zbieraliśmy się z kupnem biletów, aż przepadła nam opcja lotu prosto do Christchurch. Musieliśmy lecieć do Auckland, a stamtąd liniami wewnętrznymi do Christchurch.

A dlaczego Christchurch najpierw?

Otóż Wyspa Południowa jest zdecydowanie ciekawsza z turystycznego punktu widzenia. Rzadziej zamieszkana, obfitująca w piękne góry, piękne wybrzeża i w ogóle – dużo by wymieniać. Tam chcieliśmy spędzić więcej czasu.

Zobaczycie zresztą sami.

Chętnych zapraszam do czytania i oglądania.

następne: przelot – cz. 1

lista wpisów:
Przelot (cz.1)
Przelot (cz.2)
Granica
Na miejscu
Sprawy praktyczne
Christchurch
W kierunku Mt. Cook
Aoraki / Mt Cook
Dygresja (1)
W kierunku Queenstown
Queenstown
Milford Sound (cz.1)
Milford Sound (cz.2)
Dygresja (2)
Glenorchy
Bluff
Dygresja (3) – samochód w NZ
Invercargill
Catlins
Dunedin (1)
Dunedin (2)
Dunedin (3)
wyjazd z Dunedin
w stronę West Coast
West Coast
Franz Josef i Franz Josef Glacier
Okarito
Arthur’s Pass
Odlot na Wyspę Północną. Podsumowanie