Jak wcześniej pisałem, zaczynamy od Christchurch.
Christchurch jest uważane za dobry początek do zwiedzania Wyspy Południowej, zwłaszcza że jest tam międzynarodowe lotnisko. Jest to bowiem największe miasto Wyspy Południowej i jedno z największych w NZ. Poza tym łatwo tam wynająć samochód i w ogóle nauczyć się jeździć w ruchu lewostronnym, zrobić zakupy itd.
Miasto jest bardzo rozległe, dlatego nie mając na razie samochodu, bukujemy sobie nocleg w schronisku YMCA w centrum. Cena dość wysoka, ale ceny noclegów w Christchurch w ogóle nie są przyjazne. Zwiedzanie centrum miasta, kiedy z YMCA jest wszędzie najwyżej pół godziny pieszo, jest dobrym pomysłem.
Zatrzymujemy się tam na dwie noce. Pierwsza następuje zaraz po przyjeździe. Coś tam śpimy, bo po dwóch dobach podróży i kompletnym przemieszaniu stref czasowych, jetlag nawet nam nie dokucza. Natomiast kolejny dzień poświęcamy na łażenie po mieście.
wejście do hostelu YMCA przy Hereford str. (zdjęcia budynku nie robiłem bo odnawiali elewację i był zasłonięty na zielono)
Pięć minut od hostelu jest wielki park – ogród botaniczny, z którego słynie Christchurch. Ze względu na porę roku niewiele było tam atrakcji, ale będąc tam w styczniu (czyli w naszym lipcu) na pewno jest na co popatrzeć. Szczególnie wielkie są drzewa.
Naszemu zwiedzaniu Christchurch przeszkadza deszcz, który pada większość dnia, raz mocniej raz słabiej. Ale miasto można zwiedzać i w deszczu.
Po lewej stronie od wyjścia z ogrodu botanicznego jest budynek szkoły męskiej, niczym z Hogwartu 😉
Żeby go ująć w całości, z dziedzińcem itd., nie było dobrej perspektywy.
Potem idziemy w miasto, jak to się mówi.
Wszyscy, którzy oczekują wielkiej przygody przy zwiedzaniu Christchurch, powinni się nastawić na rozczarowanie.
W 2010 roku było tam solidne trzęsienie ziemi.
Rok później też.
W rezultacie, miasto (centrum) przypomina jeden olbrzymi plac budowy. I jest po prostu brzydkie. Praktycznie wszędzie są ogrodzenia, jak okiem sięgnąć stoi ileś dźwigów, wiele placów zarosło chwastami, musieli wprowadzić zmiany w organizacji ruchu na wielu ulicach w tym zmienić układ komunikacji miejskiej. Dlatego wszelkie informacje o Christchurch sprzed 2010 r. mogą być po prostu nieaktualne, a te dotyczące komunikacji miejskiej są nieaktualne na pewno.
Musieli rozebrać masę budynków, które były w różnym stanie, a teraz powoli stawiają nowe. Mają pracy na jakieś dwadzieścia lat. No, może na dziesięć.
Na przykład słynna zabytkowa katedra jest pozbawiona wieży, podparta stemplami, starannie ogrodzona i wygląda tak:
O ile się zorientowałem, sami nie wiedzą co dalej z nią zrobić.
Na szczęście nie brakuje pomysłów na to, by ogrodzeniom nadać koloryt. To, co widzicie jako ogrodzenie przy katedrze, nie przypadkiem jest kolorowe. Na tym samym placu, inne miejsce otacza takie oto ogrodzenie:
Jak się chce, to można tchnąć życie nawet w zwykłe ogrodzenie z siatki, prawda?
Miasto wygląda w wielu miejscach tak:
Życie nie znosi jednak próżni i z niektórą działalnością trzeba się gdzieś podziać.
Zwróćcie uwagę na niebieski kontener pośrodku.
W tym kontenerze mieści się oddział Bank of New Zealand. Tak!
Na tym placu jest co najmniej kilka – kilkanaście takich kontenerów, mieszczą się w nich różne firmy. W tle trwa budowa budynku, gdzie była ich siedziba przed trzęsieniem ziemi. Ale biuro gdzieś mieć muszą. W innym kontenerze jest jakieś biuro, w innym – jakaś agencja, w kilku innych – kafejka, cukiernia itd. Mają fajnie, jak z banku wyjdą sobie po kawę do kontenera obok.
Chodząc po centrum naliczyliśmy na pewno dziesiątki kontenerów, z tymi budowlanymi włącznie.
Znajdźmy jednak jakieś ładniejsze oblicze CHC.
Na pewno miasto przypomina, że ma brytyjski rodowód.
Królowa Wiktoria…
… i James Cook. Podobno był z niego kawał chama, ale współcześni mu już nie żyją, a zasługi jednak miał.
bulwary nad rzeką w wiadomym stylu
i architektura takaż sama
Czasami jednak splotą się ze sobą gusta z różnych epok i wtedy bywa słabo.
Na zdjęciu wyszło to ładnie, ale w rzeczywistości było słabo – siding sprzed wojny, obok aluminium i szkło sprzed pięciu lat, z tyłu beton sprzed pół wieku.
Udaną atrakcję stanowi tramwaj dla turystów. Jeździ po mieście w najważniejsze turystycznie miejsca. Nie korzystaliśmy, bo woleliśmy z buta.
Ma bardzo fajny końcowy. Jest to dawna uliczka, zadaszona szkłem. Świetne miejsce.
Kawałek dalej jest uliczka z pasażem sklepów i sklepików dla turystów. Zachodzimy tu i ówdzie. Częściowo zobaczyć, co oferują, a częściowo schować się przed deszczem i wiatrem.
Robiąc sobie chwilę przerwy, zachodzimy na japońskie miso za jedynie 2 NZ$. Jest dobre, bo ciepłe. Gdyby nie było ciepłe to by było niedobre. Fanem nie zostałem. Natomiast potargany czytałem w przewodniku, gdzie by pójść dalej, a moja żona zrobiła mi niepotrzebne trochę foto.
Czasami ludzie wymyślają rzeczy zupełnie od czapy.
W CHC kilka lat temu w ramach jakiegoś happeningu poustawiali w różnych miejscach… żyrafy.
Tu jest z prawej strony zdjęcia.
Tu też.
A tu – centralnie.
Każda żyrafka (a jest ich w CHC kilkadziesiąt) jest pomalowana w inny sposób.
Pytaliśmy w jakimś puncie informacji turystycznej o co to chodzi. Pani powiedziała, że taki był happening i tak zostało. Nawet była mapka, gdzie stoi jaka żyrafa.
Takie coś musieli wymyślić ludzie o raczej pogodnym uosobieniu.
Zwiedzanie Christchurch pomału dobiega końca, bo robi się późne popołudnie i znów mocniej pada.
Wracamy do hostelu, chwila odpoczynku i idziemy coś zjeść. Potem chwila łażenia, zrobienie zakupów w markecie i powrót do hostelu pod wieczór.
Jeść idziemy do centrum handlowego, gdzie stoisk z żarciem jest cała masa.
Omijamy McDonalda (a dokładniej – McDonalds. To my tylko tak brzydko spolszczamy. Zwróćcie uwagę na reklamy: nawet dzieci nie chodzą w nich do makdonaLDA, tylko do makdonaLDS). Jest olbrzymi wybór kuchni wschodu – chińska, tajska, japońska, indyjska. Bierzemy jakieś tam jedzenie z japońskiej – jest bardzo smaczne.
W drodze powrotnej widzimy, że nie tylko nam smakowało.
Pamiętamy żeby nie pić, do czego oczywiście grzecznie się stosujemy …
… ale poniższa prośba właściciela posesji spotkała się z żywiołową reakcją innych osób.
Idziemy w objęcia Morfeusza z antypodów.
Wracając do Christchurch:
jak pisałem centrum miasta samo z siebie nie jest specjalnie ciekawe… natomiast bliższe czy dalsze okolice mogą być warte zwiedzania. Rzut beretem od miasta jest wybrzeże Pacyfiku i ciekawy widokowo oraz przyrodniczo cypel Akaroa.
W okolicy portu lotniczego jest również Centrum Antarktyczne, również ponoć ciekawe. Mało kto wie, ale Nowa Zelandia była jednym z ważniejszych punktów w których zaczynano wyprawy do Antarktyki.
Dużych chłopców z pewnością zainteresuje muzeum sił powietrznych NZ.
O tym wszystkim wiem tylko z przewodnika, niestety. Na to zwyczajnie brakło nam czasu, wobec czego zwiedziliśmy tylko centrum. Na kolana nie powala, ale może jak za ileś lat odbudują…
O tym, że zagrożenie trzęsieniami ziemi jest realne, możemy wyczytać już w hostelu, gdzie w każdym pokoju jest instrukcja jak się zachować w razie czego.
następne: w kierunku Mt. Cook
poprzednia: Sprawy praktyczne
powrót do początku: Wstęp | Wyspa Południowa