Tak więc jesteśmy w Nowej Zelandii.
Nowa Zelandia jest również Śródziemiem, o czym przypomina nam od razu.
Ostatni etap naszej podróży to lot do Christchurch. Jedziemy autobusem do terminalu krajowego, zdajemy bagaż i czekamy. Mamy bilet na australijskie tanie linie Jetstar.
Szczerze mówiąc, mam już dość latania i chętnie bym padł na łóżko.
Lot do Christchurch trwa niecałe półtorej godziny. Jest opóźniony z jakiegoś powodu około pół godziny. Widać irytuje to kapitana, bo ów robi rzecz niesamowitą: po kołowaniu, a przed startem, każdy samolot staje na minutę czy dwie na pasie. W tym czasie załoga wykonują końcowe czynności przed startem. Natomiast nasz kapitan (może spieszyło mu się do domu?) nie bawi się w takie duperele – wyjeżdża na pas po kołowaniu, wyrównuje maszynę i od razu odpala maksymalny ciąg. Start!
Nie powiem, spodobało mi się.
Podczas lotu do Christchurch dostajemy kubek wody – mi się oczy kleją i nie focę. Zresztą nie ma co, bo pogoda robi się zaraz pochmurna. Nad Wyspą Południową są ciągłe opady i nie ma na co patrzeć przez okno.
Lotnisko w Christchurch wygląda prowincjonalnie, chociaż w miarę stylowo. Jedną ze ścian ozdabia grafika z Mt Cook.
Palacze mają słabo. Palić można tylko w specjalnej wiacie, która jest jakieś 30 metrów od budynku, niedaleko od przystanku autobusowego. Ale to i tak lepiej niż w Auckland, bo tam jest ponoć wydzielone miejsce dla palaczy, tyle że nie wiadomo gdzie, a na zewnątrz wszędzie są zakazy palenia. Widziałem palaczy, jak lękliwie kucali za rogiem z papierosem w garści. Normalnie jak w szkole w latach 80-tych.
Z lotniska jedziemy autobusem do miasta. Mamy dwa noclegi w hostelu YMCA w centrum. Po drodze widzimy, że padał śnieg.
Tak oto po jakichś dwóch dobach od wyjścia z domu i około czterdziestu godzinach od wejścia do samolotu na Okęciu, jesteśmy na miejscu. Nareszcie. Jest czwarty listopada wieczorem.
Trzy przesiadki (Dubaj, Melbourne, Auckland) i jedno międzylądowanie (Kuala Lumpur).
Poglądowa mapka z zaznaczonymi kolorami poszczególnymi odcinkami.
To tyle na temat samej podróży.
Czas na eksplorację!
następne: sprawy praktyczne
poprzednia: Granica
powrót do początku: Wstęp | Wyspa Południowa