Tak więc jesteśmy w Nowej Zelandii.
Nowa Zelandia jest również Śródziemiem, o czym przypomina nam od razu.
Czytaj dalej na miejscu
Tak więc jesteśmy w Nowej Zelandii.
Nowa Zelandia jest również Śródziemiem, o czym przypomina nam od razu.
Czytaj dalej na miejscu
Następny etap to lot z Dubaju do Kuala Lumpur.
Maszyna już lepsza – Boeing 777-300ER. To już nie trasa do Warszawy i to widać.
Wylot z Dubaju miał miejsce koło 2:00 w nocy, a przylot do Kuala Lumpur – jakoś tuż po południu tamtejszego czasu.
Tuż po starcie z Dubaju przeżywamy „najweselszą” przygodę. Samolot nie może złapać wysokości i co chwila opada, jakby mimo pracy silników wpadał w próżnię. Przez jakieś dwie minuty na pokładzie wszyscy zamarli. Szczęśliwie potem odzyskuje prędkość wznoszenia i reszta lotu przebiega bez hec. Ale wrażenie – niezatarte.
Lot jak to lot… dłużący się, mało ciekawy. Przy locie na wschód kurczy się noc, więc bardzo szybko zrobiło się widno, a wschodzące słońce świeciło bardzo ostro.
W Kuala Lumpur był dwugodzinny postój. Na lotnisku można też kupić jakieś skromne pamiątki.
Czytaj dalej Przelot (cz. 2)
2 listopada bladym świtem jedziemy pociągiem do Warszawy. Na Okęciu jesteśmy w sam raz.
Pierwszy etap lotu – z Warszawy do Dubaju.
Samolot wygląda nieźle, i w środku i na zewnątrz. Jest to Boeing 777-300ER, jeden z większych samolotów rejsowych lądujących na Okęciu, jeśli nie największy. Zapewnia tak zwany system rozrywki pokładowej.
Dopiero potem okaże się, że do Warszawy latają samoloty Emirates o… hmmm… trochę dłuższym stażu…i niższej jakości. Stąd i system rozrywki nieco archaiczny. Oczywiście jak na Emirates…
Czytaj dalej Przelot (cz. 1)