Archiwa tagu: podróż

Dunedin (1)

Po całym dniu, spędzonym w wietrznym, deszczowym, ale i jakże malowniczym Catlins, wieczorem dojeżdżamy do celu naszej podróży – do Dunedin.

Dunedin jest całkiem sporym miastem, chyba drugim co do wielkości na Wyspie Południowej, po Christchurch. Jest przy tym dość rozległe, a my chcemy znaleźć nocleg gdzieś blisko centrum. Nie jest to proste, chyba że ma się budżet odpowiednio spory. Nasz budżet taki nie jest. Ale po dłuższym przeszukiwaniu Internetu, dnia poprzedniego, znajdujemy hostel położony naprawdę niedaleko centrum. Wygląda na fotkach zachęcająco, do tego sensowna cena, własny parking (zaklepujemy miejsce), no i darmowe wifi.
Czytaj dalej Dunedin (1)

Dygresja (3) – jak się jeździ samochodem w NZ

Nim dojedziemy do Invercargill, napiszę parę słów o tym, jak się jeździ samochodem po Nowej Zelandii.

Jak już wspominałem, ruch jest lewostronny i to jest słabe, ale odległości są w kilometrach (prędkość w km/h), a paliwo sprzedawane w litrach. Taki trochę miszmasz.

Żeby jeździć po NZ, trzeba mieć międzynarodowe prawo jazdy. Polskie nie wystarcza, przynajmniej w teorii. Uzyskanie międzynarodowego prawa jazdy to żaden problem, koszt niewielki, czeka się kilka dni. Warto pamiętać, że samo międzynarodowe prawo jazdy to za mało, trzeba mieć ze sobą i międzynarodowe, i krajowe. Czytaj dalej Dygresja (3) – jak się jeździ samochodem w NZ

Granica

Teraz mniej zdjęć, a więcej pisania.

Lądujemy w Auckland. Oczywiście nasza podróż po NZ ma się zacząć w Christchurch, dokąd mamy (znów) dolecieć, ale liniami wewnętrznymi. W związku z czym, w Auckland musimy przekroczyć granicę.

Ten post dedykuję trzem grupom czytelników:

1. tym, którzy pamiętają jak to było dawniej (za tzw. komuny), czyli kiedy przekroczenie granicy z bratnią Czechosłowacją to było wydarzenie szczegółowo relacjonowane w kręgu rodzinnym przez dłuższy czas,

2. tym, którzy są na tyle młodzi, że wydaje im się, że Schengen jest od zawsze i jest wszędzie, a obowiązek pokazania na granicy, że ma się paszport, jest irytujący bo powoduje trzy do pięciu minut straty czasu,

3. tym, którzy spełniają wiekowo kryteria z pktu 1 ale przyzwyczaili się do pktu 2.
Czytaj dalej Granica

Przelot (cz. 2)

Następny etap to lot z Dubaju do Kuala Lumpur.
Maszyna już lepsza – Boeing 777-300ER. To już nie trasa do Warszawy i to widać.

Wylot z Dubaju miał miejsce koło 2:00 w nocy, a przylot do Kuala Lumpur – jakoś tuż po południu tamtejszego czasu.
Tuż po starcie z Dubaju przeżywamy „najweselszą” przygodę. Samolot nie może złapać wysokości i co chwila opada, jakby mimo pracy silników wpadał w próżnię. Przez jakieś dwie minuty na pokładzie wszyscy zamarli. Szczęśliwie potem odzyskuje prędkość wznoszenia i reszta lotu przebiega bez hec. Ale wrażenie – niezatarte.
Lot jak to lot… dłużący się, mało ciekawy. Przy locie na wschód kurczy się noc, więc bardzo szybko zrobiło się widno, a wschodzące słońce świeciło bardzo ostro.
W Kuala Lumpur był dwugodzinny postój. Na lotnisku można też kupić jakieś skromne pamiątki.
Czytaj dalej Przelot (cz. 2)